I znowu infekcja. Początek tradycyjnie - ostry ból gardła przez dwa dni. Potem zatkany nos z rana, na wieczór ból głowy. A następny dzień, to już całkowita kapitulacja: zielonkawożółty katar, opuchnięta twarz, ból głowy nad zębami oraz ropiejące oczy. Kolejna wizyta u lekarza, tym razem po skierowanie do laryngologa.
A pani laryngolog zagląda w gardło i mówi - dziurawe migdałki, trzeba odbudować odporność. I dała mi szczepionkę, którą mam przyjmować przez trzy miesiące.
I tak, przez te trzy miesiące mogę zapomnieć o dziecku.
Przetrawiałam to dwa dni. Przebolałam.
Czekam już tyle miesięcy, poczekam i kolejne. Zastanawiam się tylko, ile to moje serducho jest w stanie znieść.
Dobrze to znam
OdpowiedzUsuńjeny, ja też nie wiem, ale odkąd staramy się o dziecia, to i głowa i zatoki i zaraz potem oskrzela - chyba mam złe geny;)))) może lepiej nie przekazywać ich dalej:))))
OdpowiedzUsuńPo prostu chyba przestać o tym myśleć, choć wiem to trudne :))) bo i ja jak o tym myślę zaraz mi coś dolega :P
OdpowiedzUsuń