Nie wiem, jak to jest możliwe, że jest już końcówka lutego. Naprawdę jestem tym niezmiernie zdziwiona. I ani się człowiek spostrzegł, a tu już połowa 10. tygodnia. Szok!
W piątek byliśmy z mężem u pani doktor. Wizyta trwała naprawdę długo, bo pani doktor nie zgadzały się parametry dziecka z jej tabelkami. Ja nadal twierdzę, że trzeba jakieś dwa tygodnie odjąć, ale kłócić się nie będę. Badanie i rozmowa przeciągnęła się do 45 minut, czułam, że panie w poczekalni wyklęły mnie na wszelkie możliwe sposoby i wysłały do diabła, ale trudno. Ja też płacę za wizytę.
Najważniejsze, że mąż wreszcie zobaczył nasze Serduszko. Ja tym razem widziałam niewiele, ale nie zapomnę wyrazu twarzy męża :)
Z nowości - pojawił się ból w krzyżu (już słyszę głosy znajomych: "nie masz czegoś takiego jak krzyż!") oraz zaparcia; szefowa dowiedziała się o ciąży (nie ode mnie, ale to jeszcze do wyjaśnienia); znalazłam dobrą szkołę rodzenia w moim mieście (ale jeszcze nie orientowałam się cenowo).
Mdłości - nadal obecne, raz bardziej dokuczliwe, raz mniej. Pomaga sok z pomarańczy i mandarynki.
Mąż troskliwie opiekuje się brzuchem, zaczął nawet ostatnio z nim rozmawiać.
A ja z utęsknieniem wypatruję pierwszych znaków wiosny.
Zazdroszczę. Ja nie mam szans :(
OdpowiedzUsuńNie mów tak :(
UsuńOj, my jak z mężem zawitaliśmy u pani doktor, to 1,5 h siedzieliśmy w gabinecie, bo pani doktor przez 40 minut próbowała złapać Maleństwo i pomierzyć, a było takie rozbrykane i ciągle uciekało bądź się wierciło. Także nie zapomnę widoku miny Męża, spoglądającego na naszą Kruszynkę. A co do zasuwającego czasu... o mamusiu kochana, mi stuknął dzisiaj 17 tydzień, a dopiero wypatrywałam 12, by zagrożenie choć troszkę minęło...
OdpowiedzUsuńOby tak dalej! Zdrówka Wam życzę, rośnijcie!
nie-pytaj-dlaczego
Gdybyśmy siedzieli w gabinecie tyle czasu, to (jestem pewna) panie z poczekalni rozpoczęłyby szturm na drzwi :)
UsuńDzięki!
ciesze sie, ze u Was wszystko dobrze :) pozdrawiam!!
OdpowiedzUsuńDobrze ze u Ciebie wszystko pomyslnie sie rozwija. Nawet sie nie obejrzysz a bedziesz juz w 20 tygodniu. Ja ten okres bardzo burzliwei wspominam bo bardzo balam sie ze cos moze sie przydarzyc, ale maz tez pamietam przezywal kazde usg bardzo mocno:)
OdpowiedzUsuńMoje wizyty u gina tez trwały długo bo jak już zaczął nawijać to się przeciągało żarcik jeden, drugi, samolocik, żarcik, recepta, żarcik i potem wychodziłam z gabinetu szybciutko żeby mnie na korytarzu nie sklęli :)
OdpowiedzUsuńMój Norbuś do 24 tygodnia zawsze był niby 2 tygodnie młodszy z pomiarów, później się wyrównało :-) Tak pierwsze usg dla faceta to wielkie przeżycie :-) Pamiętam jak mój mąż po raz pierwszy zobaczył na monitorze naszą córeczkę :-) to był 12sty tydzień :-)
OdpowiedzUsuńZobacz, już kończy się luty - zaraz marzec :) Czyli wiosna!!! Ja też za nią tęsknię... Buziaki!
OdpowiedzUsuńI dbaj o siebie :-*
witam kolejną przyszłą mamusię :)
OdpowiedzUsuńczas szybko biegnie i zanim się nie obejrzysz to już poczujesz pierwsze ruchy maluszka :)
i nie przejmuj się kobietami w poczekalni ty też płacisz za wizytę więc możesz siedzieć tam ile chcesz :) ja siedziałam raz godzinę to jedna kobieta po moim wyjściu się mnie zapytała czy nie mogłam siedzieć dłużej :P:P to ja jej odpowiedziałam że jak chce mogę się wrócić bo jeszcze mam mnóstwo pytań :) i zamilkła :)mój mąż zobaczył naszą niunię dopiero w 12 tygodniu nigdy nie zapomnę jego miny :)
kochana ciesz się ciążą bo ona szybko mija :)
dbaj o siebie i uważaj na was :)
p-s jeśli mogę zalinkuję u siebie a by móc częściej bywać u ciebie :) i kibicować
a ja zapraszam do mnie
http://pamietnikzony.blogspot.com/
Ojjj tak, widok maluszka na USG to nie tylko przeżycie dla mamusi, ale ogromne wzruszenie dla taty :)
OdpowiedzUsuńA byłam pewna, że Twoje ostatnie zdanie skończy się: "...wypratruję pierwszych oznak powiększającego się brzucha" Hehehe
OdpowiedzUsuńHihi, fakt, tego też wypatruję, bo jak na razie z żadnej strony nie widać :(
Usuń