sobota, 31 marca 2012

Koniec marca nadszedł

A wraz z nim koniec zwolnienia. Zaległości podglądaniowe nadrabiałam gorliwie, z informacją zwrotną było nieco gorzej.

Narzekać nie chcę, ale niestety nie udało mi się pożegnać z infekcją. Może gdybym leżała plackiem i wygrzewała kości poszłoby łatwiej, szybciej? A tu przecież cztery ściany gniotą i kurczą się niemal, sufit na głowę spada (remont u sąsiadów trwa już pół roku), odezwać się do kogo nie ma. Ciągnie do ludzi, do domu, do babci, do mamy. I że niby jeść i pić zimnego nie wolno, bo gardło boli? Bo migdałki nadal dziurawe jak ser szwajcarski? I o jakim ruchu mowa, skoro głowa pęka na tysiąc kawałków?

I tak oto, przeklinając (w duchu oczywiście) własną głupotę, zaparzam kolejną porcję rumianku do przemywania zaropiałych oczu, bo nos już dawno spisałam na straty.

Ze spraw mniej negatywnych - zaopatrzyłam się w spodnie z panelem. W stare jeszcze się mieszczę, ale na stojąco. Kiedy siadam zaczynają mnie już gnieść. Po domu i tak biegam w rozwleczonym dresie, jednak do pracy chyba bym się wstydziła pójść z sitkiem na pośladkach.
Brzuszek nadal chowa się pod (nie tak znowu dużą) prywatną fałdką tłuszczu. Ludzie dookoła (poza bliskimi) wciąż o niczym nie wiedzą. Ruchów nadal nie czuję, a czekam na nie tak, jak wcześniej na dwie kreski.
Natury już nie oszukam - widziałam ostatnio osiem bocianów kołujących nad moim domem, wysoko wprawdzie, ale liczy się sam fakt!

Zaczynamy powoli 15. tydzień.

czwartek, 15 marca 2012

W marcu jak w garncu

Zimno, ciepło, deszcz, słońce i... zwolnienie.
Nakichało na mnie kilkoro dzieci, bo mamom ciężko wytłumaczyć, żeby nawet z katarem siedziały w domu.
No i tradycyjnie - od gardła się zaczęło. Najpierw lekko drapało, potem zaczęło swędzieć, aż w końcu zeszło na krtań i już nie było zabawnie. Zatkane zatoki. Standard.
Poszłam zatem do pani doktor dwa dni przed czasem i zostałam udomowiona do końca marca.

Z przyjemnych rzeczy - widziałam maluszka :) Ma już 5,5cm, ruszał rączkami i nóżkami. Miałam wręcz wrażenie, że tańczy sobie w najlepsze. A ja tak się obawiałam tej wizyty. Bałam się, że nie zobaczę bijącego serduszka, że maleństwo nic nie urośnie, że będę mieć złe wyniki. Ale na szczęście wszystko jest dobrze.

Wracam więc do łóżka, by kurować schorowane ciało. A potem ponadrabiam wreszcie wszystkie zaległości.

PS To już dwunasty tydzień :)

wtorek, 6 marca 2012

Jeszcze się wyrobiłam

Dziś Europejski Dzień Logopedy, chciałam więc złożyć sobie życzenia.
Dziękuję bardzo :-)
Ależ proszę!