niedziela, 27 maja 2012

U fotografa

Po ciężkim weekendzie mogę wreszcie odsapnąć. Byliśmy dziś u pani doktor na kontrolnej wizycie. Leżenie się opłaciło, leki też na pewno nie zaszkodziły - macica się rozkurczyła (co widać gołym okiem) i podniosła, a dziecka razem z nią. Badania poziomu hormonów tarczycy do powtórki, jeśli znów wyjdą odchylenia od normy, to jadę do endokrynologa.

A najważniejsze, że skurcze minęły! Leżałam podpięta po raz pierwszy pod ktg i liczyłam ruchy, a mąż podziwiał wyginający się w ciekawy sposób brzuch. Usg nie wykazało żadnych ubytków w kościach, żadnych rozszczepów.

Dziecię zaś nasze okazało się być... chłopcem! Czyli wszystkie nasze przeczucia się sprawdziły :)

A oto kilka ujęć naszego Synka:

Nasze Maleństwo z profilu.

Niezaprzeczalny dowód męskości :)

Pomiar kości udowej

Na chwilę obecną jestem tak szczęśliwa, że czuję się, jakbym była pijana :)

PS Wszystkim Mamom ślę spóźnione życzenia z okazji ich święta :)

piątek, 18 maja 2012

Wyniki

Wczoraj po raz kolejny dałam się pokłuć i zmierzyłam poziom hormonów tarczycy. Wynik wyszedł w miarę w normie, jedynie TSH nieco podwyższone. Teraz pozostaje mi jedynie czekać do 25. maja na rozmowę z panią doktor. Wtedy wszystko się wyjaśni. Torbę do szpitala przezornie spakuję.

Maleństwo troszkę mniej bryka, ale może to z powodu pogody, bo i mamie nic się nie chce w taką chlupę :)

wtorek, 15 maja 2012

Podnosimy bobasa...

 ... ale zanim post właściwy, muszę:

wszystkim świeżo upieczonym Mamusiom życzyć wszystkiego najlepszego! Łykam łzy wzruszenia po relacjach z porodów i po cichutku zazdroszczę, że mają już swoje Skarby w ramionach :)

21. tydzień.

14. maja mieliśmy wyznaczoną kolejną wizytę u pani doktor. Jak zwykle poprzedzona została stresem i głupimi myślami w stylu "a jeśli coś jest nie tak?". Martwiłam się zwłaszcza nikłym przyrostem wagi (mam dopiero 0,5kg na plusie, a i to jest rzeczą ruchomą).
Moje obawy wcale nie zostały rozwiane. Pomimo dobrych wyników krwi i moczu oraz parametrów dziecka w normie, za mało przytyłam. Pani doktor kazała zrobić badanie na poziom hormonów tarczycy i wprowadzić dodatkowy posiłek do menu.
Poza tym twardnienie brzucha, które brałam za przeciąganie się dziecka, okazało się, niestety, skurczami macicy. Skurcze te napierają na dziecko i popychają je w dół, przez co maleństwo znajduje się za nisko. Pani doktor przepisała lek rozkurczowy i magnez oraz LEŻENIE, które jest dobre na wszystko. Mam zwolnić (znowu) i dużo wypoczywać. A jeśli za dwa tygodnie nic się nie zmieni, to wyląduję w szpitalu.
Łykam więc prochy, za dwa dni idę dać się ukłuć i leżę, leżę, leżę.
Nie płaczę i nie użalam się nad sobą, o nie! Czuję, że będzie dobrze, tylko muszę bardziej na siebie chuchać. Ostatnio, rzeczywiście, nie oszczędzałam się zbyt.
Od dwóch dni ruchy maleństwa stały się mocniejsze i widoczne już gołym okiem, uspokaja mnie to bardzo. Mąż też pomaga mi jak może, przestaliśmy się kłócić o głupstwa - jak zwykle, najważniejsza jest rozmowa.
Podnosimy zatem bobaska w górę, niech nie straszy rodziców :)

wtorek, 8 maja 2012

Basen na basenie

Dwudziesty tydzień uczciliśmy na mokro - wybraliśmy się z mężem na basen :)
Mój styl pływania (klasyczna rozpaczliwa żabka) pozostawia wiele do życzenia, zawsze miałam koślawe łapy, ciężkie do skoordynowania w płynne ruchy :) Często też zachłystuję się wodą, jako że prawidłowego pod nią oddychania nigdy mnie nie uczono. Niemniej jednak na powierzchni utrzymuję się jako-tako, na moje potrzeby wystarczy (w czarne głębiny morskich wód rzucać się nie zamierzam, zostania ratownikiem też nie mam w planach).
Wypoczynek zatem w średniej wielkości basenie uważam za udany, zamierzam też częściej z niego korzystać. Maleństwu chyba też się spodobało, bo spokojnie przespało mamine wygibasy :)

Nie mogę uwierzyć, że to już połowa! Brzuszek nadal mikroskopijny, na wadze wciąż -2kg.
Aż się chce krzyknąć - "nie zjadaj mamy!" :)