A wraz z nim koniec zwolnienia. Zaległości podglądaniowe nadrabiałam gorliwie, z informacją zwrotną było nieco gorzej.
Narzekać nie chcę, ale niestety nie udało mi się pożegnać z infekcją. Może gdybym leżała plackiem i wygrzewała kości poszłoby łatwiej, szybciej? A tu przecież cztery ściany gniotą i kurczą się niemal, sufit na głowę spada (remont u sąsiadów trwa już pół roku), odezwać się do kogo nie ma. Ciągnie do ludzi, do domu, do babci, do mamy. I że niby jeść i pić zimnego nie wolno, bo gardło boli? Bo migdałki nadal dziurawe jak ser szwajcarski? I o jakim ruchu mowa, skoro głowa pęka na tysiąc kawałków?
I tak oto, przeklinając (w duchu oczywiście) własną głupotę, zaparzam kolejną porcję rumianku do przemywania zaropiałych oczu, bo nos już dawno spisałam na straty.
Ze spraw mniej negatywnych - zaopatrzyłam się w spodnie z panelem. W stare jeszcze się mieszczę, ale na stojąco. Kiedy siadam zaczynają mnie już gnieść. Po domu i tak biegam w rozwleczonym dresie, jednak do pracy chyba bym się wstydziła pójść z sitkiem na pośladkach.
Brzuszek nadal chowa się pod (nie tak znowu dużą) prywatną fałdką tłuszczu. Ludzie dookoła (poza bliskimi) wciąż o niczym nie wiedzą. Ruchów nadal nie czuję, a czekam na nie tak, jak wcześniej na dwie kreski.
Natury już nie oszukam - widziałam ostatnio osiem bocianów kołujących nad moim domem, wysoko wprawdzie, ale liczy się sam fakt!
Zaczynamy powoli 15. tydzień.
Lubię spodnie ciążowe - eleganckie, a wkłada się jak dres :D
OdpowiedzUsuńkurcze, to moze by tak zwonienie przedluzyc i sie dokurowac do konca?
OdpowiedzUsuńŻyczę zdrówka!! mam nadzieję, że wykurujesz się jak najszybciej!!
OdpowiedzUsuńSpodnie z panelem rządzą :D
a ruchy to spokojnie - nadejdzie na nie pora :)